Barack Obama 44-ym Prezydentem Stanów Zjednoczonych

– Będziemy wsłuchiwać się w głosy wszystkich – białych i czarnych, młodych i starych, bogatych i biednych, Demokratów i Republikanów. Jesteśmy i zawsze będziemy Stanami Zjednoczonymi Ameryki – podkreślił.

– Będę służył mojemu krajowi jako godny przywódca – podkreślił. Obama podziękował następnie swoim zwolennikom za wsparcie, którego udzielili mu oni w czasie kampanii.

 

44. Prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama
44. Prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama

Obama podziękował następnie Johnowi McCainowi i wyraził chęć współpracy z nim.

– Tęsknię za moją babcią, która odeszła od nas wczoraj – powiedział Obama, przywołując pamięć swojej zmarłej babci. Jak podkreślił, jest wdzięczny swojej rodzinie za wszystko, co osiągnął.

– To, co razem możemy osiągnąć będzie należeć do was wszystkich – zapewnił nowy prezydent USA.

Obama przypomniał, że dla Amerykanów zawsze był najważniejszy „rząd, ustanowiony przez ludzi, dla ludzi”.

44. prezydent USA zapowiedział, że zrealizuje swój program wyborczy. – Ameryko, nigdy nie byłem bardziej pełny nadziei! My, ludzie, osiągniemy nasz cel – zapewnił. Jak dodał, Ameryka „musi dać sobie szansę na zmianę, której potrzebuje”. Jak dodał, w pierwszej kolejności, jako prezydent USA, zajmie się rozwiązaniem kryzysu ekonomicznego.
Obama zapowiedział także, iż Ameryka będzie „walczyć z wszystkim tymi, którzy będą zagrażać jej wolności i demokracji”. – Oto prawdziwy duch Ameryki – naszego kraju, który się zmieni – stwierdził. Mówiac o wyzwaniach stojących przed Ameryką, podkreślał za każdym razem, nawiązując do swego wyborczego hasła: „Tak, możemy to zrobić”. [za onet.pl]

John McCain:

– Proszę wszystkich Amerykanów, którzy mnie wspierali, aby zaoferowali nowemu prezydentowi wsparcie w wyzwaniach, które przed nim stoją – mówił John McCain. Słowom kandydata Republikanów chwilami towarzyszyły gwizdy i buczenie jego zwolenników. – To normalne, że czujecie się zawiedzeni, ale jutro musimy pójść dalej. Przegrana jest moja, ale nie wasza – podkreślał McCain.
Kilka minut wcześniej, jego doradca komentował zwycięstwo Obamy: – To historyczny moment. Sen. McCain stanął na drodze historycznego wydarzenia. I przegrał. Można się zastanawiać, czy kiedykolwiek miał jakieś szanse. Gratulujemy prezydentowi elektowi Obamie.

[Edward N. Luttwak z Waszyngtonu specjalnie dla tygodnik.onet.pl]
Wybory prezydenckie w USA powinny zakładać rywalizację dwóch polityków z wadami – jak Bush i Gore, czy Bush i Kerry – nie zaś sprowadzać się do wyboru między politykiem z wadami, jak McCain, a charyzmatycznym mesjaszem zmiany i prorokiem nadziei.

Obama wkracza do Białego Domu na wielkiej fali entuzjazmu i pokłada się w nim ogromne oczekiwania.  Wielu z jego zwolenników jest tak przekonanych o jego nadludzkich przymiotach, że pozostali niepomni na jakąkolwiek krytykę wobec niego, ignorując całkowicie jego kompletny brak doświadczenia, jako jednorazowego senatora. Uznają oni tego rodzaju sprawy za nieważne, ponieważ wierzą święcie, że Obama da im to, czego najbardziej pragną – od rasowego pojednania po wysokiej jakości oświatę i powszechną służbę zdrowia. 

 
Obietnice zmiany
Nawet w najpomyślniejszych czasach nie dawałoby to większych szans na sukces prezydentury Obamy. Gdy przychodzi podejmować decyzje w Białym Domu, nie ma miejsca na magiczne rozwiązania, które zadowolą wszystkich. Wydatków nie da się podnieść bez podniesienia bądź to podatków, bądź deficytu. A pomimo że antydeficytowe lobby bankierów i ekonomistów jest bardzo nieliczne, to jednak cieszy się takimi wpływami, jak dużo większa grupa Amerykanów sprzeciwiających się wyższym podatkom. Gdy prezydent jest zwykłym politykiem z wadami, rozczarowania wobec jego budżetu i jego decyzji są miarkowane realizmem – że tak to po prostu bywa w polityce. Ale w przypadku Obamy to nie działa. On nie tylko że obiecał naprawić system oświaty, lecz przyrzekł go  z m i e n i ć, by każdy miał dostęp do wysokiej jakości szkół. Nie tylko że obiecał on naprawić system opieki zdrowotnej, lecz go  z m i e n i ć, by każdy miał w swym zasięgu usługi medyczne najwyższej klasy. Nie w tym rzecz, że te obietnice będzie ciężko spełnić. One są w rzeczy samej niemożliwe do spełnienia. Amerykańskie szkoły kontrolowane są przez władze lokalne, nie przez Biały Dom. Zaś przy dzisiejszych wydatkach na służbę zdrowia, sięgających niebotycznego poziomu 17 procent PKB, trzeba się nastawiać na cięcia, nie zaś ich zwiększanie.
Tym bardziej, że nie żyjemy w najpomyślniejszych z czasów, lecz raczej w najgorszych dla prezydenta – aktywisty. Gdyby Obama zwyciężył w 2001 roku, kiedy była nadwyżka budżetowa i dzięki wzrostowi gospodarczemu rosły przychody z podatków, mógłby uruchomić wiele nowych programów społecznych dla spełnienia swoich obietnic. Ale z deficytem prognozowanym w roku 2009 na trzy biliony dolarów, w tym 700 miliardów wstrzykniętych Wall Street, nawet zdominowany przez Demokratów Kongres nie zgodzi się na zwiększenie wydatków. Tym razem w grę wchodzi nie ryzyko inflacji, lecz katastrofalnego upadku waluty. Co więcej, nadchodząca recesja nie stanowi preludium do szybkiego podniesienia się gospodarki – tym razem może potrwać nawet cztery lata bądź więcej.