XXX. Przedszkole

XXX. Przedszkole

Piotr Nowaczyk

Wspomnienia NIE-ujawnione

Rozdział 30

Przedszkole

 

Przyjeżdżając do Francji miałem gotowy pomysł jak zapewnić czas rodzinie. Brzmiał on tak: posłać dzieci do przedszkola, a żonę na intensywny kurs języka francuskiego. Mój dawny kolega, dziennikarz Piotr Moszyński wspominał, że jego dzieci nauczyły się języka francuskiego po trzech miesiącach chodzenia do przedszkola. Należało więc znaleźć przedszkole. Znalazłem. L’École maternelle de Saint-Maur było usytuowane pięć minut od naszego domu w stronę dworca kolejowego. Poprosiłem w pracy o dzień wolny, ubrałem się elegancko i poszedłem na rozmowę z panią dyrektor. Super uprzejma i elegancka starsza pani wysłuchała mnie cierpliwie. Chociaż byłem cudzoziemcem, świeżym przybyszem z dziwnego kraju, z perspektywą pobytu zaledwie sześciomiesięcznego, zgodziła się przyjąć Izę do klasy dzieci w wieku 3-4 lata. Co do Ali oświadczyła jednak, że najmłodsza grupa zaczyna się od dzieci w wieku 2 lata i 6 miesięcy, a skoro Ala ma 2 lata i 2 miesiące i do tego nie zna języka francuskiego, to trudno, nie ma szans, żeby ją przyjąć. Niech pan przyjdzie za cztery miesiące.

Nigdy nie należy poddawać się. Byłem kiedyś świadkiem jak delegacja studentów Akademii Ekonomicznej w Poznaniu szła do gabinetu rektora z jakąś petycją, czy też prośbą o ogłoszenie „dni rektorskich”, czyli dni wolnych od zajęć, z jakiejś tam okazji. Gdy wydelegowani przedstawiciele mieli już przekroczyć próg gabinetu rektora, ktoś krzyknął za nimi: „Jeśli was wywali drzwiami to spróbujcie wejść oknem!”

Miłe przyjęcie pani dyrektor i aprobata przyjęcia Izy do grupy 3-4 latków już następnego dnia było dużym sukcesem. Ale co z Alą? Rozdzielić dwie siostry w nowym miejscu, w nowym mieście, w obcym kraju, to nienajlepsze rozwiązanie. Nadto, moje marzenie, aby obie dziewczynki nauczyły się języka francuskiego stanęło nagle pod znakiem zapytania. Hasło „Jak nie drzwiami to oknem” sprawiło, że to sympatyczne przedszkole zacząłem oglądać i zwiedzać przemierzając korytarze i zaglądając w każdy kąt. Skoro jestem nowym rodzicem, nowego dziecka przyjętego od jutra do grupy 3-4 latków, to nikt nie zdziwi się specjalnie moim zainteresowaniem. Byłem porządnie ubrany, nie wyglądałem podejrzanie, więc panie przedszkolanki uśmiechały się do mnie i odpowiadały chętnie na moje pytania. „Kto pyta nie błądzi” – głosi stare przysłowie. Dowiedziałem się, że grupa najmłodszych bobasów zaczynająca się niby w wieku 2 lat i 6 miesięcy ma też jeden wyjątek. Otóż sama przedszkolanka odpowiedzialna za tę grupę ma właśnie córeczkę w wieku 2 lata i dwa miesiące i chciałaby ją „eksperymentalnie” dołączyć do grupy. Pani dyrektor przedszkola patrzy z powątpiewaniem na ten projekt i wątpi w jego powodzenie. Gdy wspomniałem, że moja Alicja ma właśnie 2 lata i dwa miesiące i bardzo chciałbym powierzyć jej dalsze losy temu przedszkolu, w oczach tej pani zaczęły pojawiać się przyjazne i pełne zrozumienia błyski. Ni mniej, ni więcej, ta super życzliwa dziewczyna wzięła na siebie odpowiedzialność za Alicję, po to, aby wykazać pani dyrektor, że jest w stanie poradzić sobie w tej najmłodszej grupie, nie tylko z własną córką ale nawet z dzieckiem świeżo przybyłego Polaka. Miał to być eksperyment. Dzięki tej mądrej i oddanej kobiecie udał się nadzwyczajnie. A mnie, nie po raz pierwszy, potwierdziły się pewne życiowe prawidła gry: Gdy chcesz czegoś dobrego, masz godziwy cel, czyste intencje, wykonujesz cierpliwy wysiłek by to osiągnąć – to to osiągniesz.

Następnego dnia odprowadziłem obie moje córeczki do przedszkola. Nie miały w tym względzie żadnych wcześniejszych doświadczeń. W Polsce nie chodziły ani do przedszkola, ani do żłobka. Wychowywane były razem. W pobliżu była zawsze duża kochająca rodzina, babcia Zdzisia i kochające rodzeństwo mojej żony. Fakt, że w obcym kraju, w obcym języku, rozdzielono je nagle do dwóch różnych grup, a wszyscy mówili nieznanym językiem, był dla moich malutkich dziewczynek szokiem. Gdy grupę najmniejszych maluchów z Alą włącznie oddzielono od reszty dzieci prowizorycznym płotem, Iza zaczęła rozpaczliwie płakać: „Aluniu, dlaczego oni ciebie tam zamknęli?” Danusia stała po drugiej stronie ogrodzenia i płakała. Ja zmyłem się szybko, bo przecież musiałem iść do pracy.

Płacz i wątpliwości co do wybranej drogi wychowania dzieci we francuskim przedszkolu trwały trzy dni. Moje córki odnalazły się w swoich grupach. Pomogły inne dzieci. Przedziwne jest to, że najlepszymi przyjaciółmi Izabeli stały się bliźniaczki Julie i Marion, a najlepszymi przyjaciółmi Alicji stały się czworaczki: Julie, Letycja, Toma i Sebastian Sanchez – dzieci hiszpańsko-francuskiego małżeństwa. Wszystkie te dzieciaki mieszkały w pobliżu naszego domu. Okazało się wkrótce, że nasz ogród jest kilkakrotnie większy od ich ogródków. Bywało, że gościliśmy to super przyjazne dzieciakowate towarzystwo razem z ich rodzicami.