Wynagrodzenie nie może być jałmużną

Wynagrodzenie nie może być jałmużną

Joanna Parafianowicz

Stawki wynagrodzeń adwokatów i radców prawnych nie odzwierciedlają ich nakładu pracy i wysiłku wkładanego w prowadzenie spraw z urzędu

Pod koniec 2019 r. do Trybunału Konstytucyjnego wpłynęła skarga, w której adwokat domaga się stwierdzenia niezgodności z Konstytucją przepisów rozporządzenia Ministra Sprawiedliwości w sprawie ponoszenia przez Skarb Państwa kosztów pomocy prawnej udzielanej z urzędu w zakresie stawki maksymalnej opłaty za czynności adwokackie w sprawach z zakresu ochrony zdrowia psychicznego (240 zł plus VAT). 

Zdaniem skarżącego wysokość wynikającego z rozporządzenia honorarium jest niezgodna z prawem do godnego wynagrodzenia za pracę, jeśli zważyć na niezbędny wkład pracy [udział w 8 rozprawach], stopień skomplikowania sprawy [3 opinie biegłych uzupełniane ustnie na rozprawach oraz 7 pism procesowych i apelacja] oraz wagę sprawy [pozostawanie klienta w zamkniętym zakładzie opieki leczniczej lub możliwość wyjścia de facto na wolność]. Innymi słowy skarżący jest zdania, że wynikająca z rozporządzenia regulacja przenosi de facto ze Skarbu Państwa na adwokata koszty świadczenia pomocy prawnej. Prokurator Generalny uważa zaś, że obowiązujące zasady ustalania wynagrodzeń za czynności adwokatów starają̨ się uwzględniać́ zarówno interes osób wykonujących zawód, jak również̇ interes obywateli i rozwiązania te nie tylko muszą uwzględniać adekwatność wynagrodzenia pełnomocnika do jakości i ilości jego pracy, lecz również powinny brać pod uwagę możliwości majątkowe społeczeństwa oraz interes społeczny.

Kwestia wynagrodzeń za sprawy prowadzone z urzędu od lat budzi szereg kontrowersji. Z jednej bowiem strony nie ulega wątpliwości, iż są one nieadekwatne do pracy i zaangażowania, których wymagają, z drugiej zaś racjonalnie trudno byłoby oczekiwać, aby niejako z nadania państwa – jak to postrzega wiele osób – adwokaci pełnymi garściami czerpali z możliwości wykonywania koncesjonowanej pracy. Punkt widzenia pełnomocników i obrońców, to zatem jedna strona medalu, druga zaś, to powszechne odczucia społeczeństwa, często wynikające z braku rzetelnej informacji o realiach wykonywania zawodu.

Obawiam się jednak, że tak jak gorączka stanowi oznakę choroby, tak też kwestia wynagrodzeń jest tylko jednym z objawów dolegliwości trawiących od lat wymiar sprawiedliwości. Niezależnie bowiem od tego, czy mówimy o wynagradzaniu pracowników administracyjnych sądów i prokuratur, asystentów, sędziów, pełnomocników, czy poruszamy się w obszarze egzekwowania ich obowiązków, godzin pracy, spóźnień, usprawiedliwień nieobecności, a nawet prawa do odpoczynku okazuje się, że konflikty powstają tam, gdzie dochodzi do niezrozumienia – się nawzajem przez przedstawicieli zawodów prawniczych, istoty obowiązków obciążających innych i wysiłku związanego z koniecznością podołania im. 

Adwokaci niechętnie rozgrzeszają sędziów z opóźnień w wywoływaniu spraw z wokandy i oburzają się ilekroć sędzia odmawia odroczenia rozprawy z powodu kolizji terminów pełnomocnika lub zadeklarowanego urlopu. Sędziowie nie rozumieją powodu, dla którego ich częsta porada ujęta słowami „wobec tego proszę ustanowić substytuta” wywołuje sprzeciw i nie działa jak czarodziejska różdżka, za sprawą której adwokat w mig znajduje odpowiedzialną osobę do szybkiego zaznajomienia się ze sprawą w zamian za wynagrodzenie, do którego pełnomocnik nie będzie musiał z własnej kieszeni dołożyć ponad stawkę otrzymywaną od klienta. Członkowie palestry irytują się na godziny, w których czynne są biura podawcze, a pracowników sądów oburzają telefony wykonywane na 5 minut przed zamknięciem BOI. Sędziowie nie rozumieją adwokatów, adwokaci sędziów, pracownicy administracyjni oczekują zrozumienia dla ich niekiedy subtelnego zaangażowania tłumacząc się niskimi poborami. Sędziowie sądzą, że adwokaci są bogaci a sprawy z urzędu prowadzą dla przyjemności, adwokaci zazdroszczą sędziom bezpieczeństwa zatrudnienia i godnej płacy, a asystenci i praktykanci są zdania, że oni jedyni pracują dużo, zarabiają mało, a i tak nich ich nie docenia. W konsekwencji mamy do czynienia z wybuchową mieszanką błędnych założeń, chybionych wniosków i wzajemnych nieporozumień, nad którymi zgodnie z zasadą dziel i rządź rękę trzyma Ministerstwo Sprawiedliwości.

Oczywiście prowadzenie spraw z urzędu najpewniej nigdy nie będzie wynagradzane na zasadach rynkowych i nie sądzę, aby adwokaci lub radcy mieli tego rodzaju złudzenia. Nie chodzi tu jednak o zarobek, lecz elementarne poczucie godności i potwierdzenie, że ważna społecznie praca jest doceniana, a wynagrodzenie nie stanowi de facto jałmużny. Podobnie rzecz się ma, jak sądzę z przedstawicielami innych wymienionych wyżej zawodów. Nikomu nie chodzi o medale, wyróżnienia i stanie w pierwszym rzędzie do pakietu szczepień lecz zwykłe zrozumienie, że praca w obszarze wymiaru sprawiedliwości jest istotna z perspektywy państwa i jego obywateli, że ma znaczenie i wysiłek włożony w jej wykonywanie uzasadnia subtelne oczekiwanie ekwiwalentności świadczeń. Sądzę jednak, że tak długo, jak długo wszystkie zainteresowane strony, z Ministerstwem włącznie, z czystym sercem i szlachetnymi intencjami nie usiądą do wspólnego stołu i nie zadadzą sobie pytania o to, jak naprawdę a nie na moment uregulować całokształt problemu, będziemy wszyscy nadal dreptać w miejscu.

Joanna Parafianowicz
adwokat

Rzeczpospolita.pl Rzecz o prawie 12 stycznia 2021 r.


Autorka jest kandydatem w wyborach na stanowisko Prezesa Naczelnej Rady Adwokackiej; felieton publikowany jest w cyklu debaty przed XIII Krajowym Zjazdem Adwokatury, prezentującym poglądy kandydatów na istotne problemy nurtujące środowisko adwokackie. [jmm]