Jest taki sposób tłumaczenia złych ocen społecznych wymiaru sprawiedliwości, który sprowadza się do twierdzenia, że z sądu połowa zainteresowanych, ci którzy uważają, że swoja sprawę przegrali, zawsze wychodzi niezadowolona. Sąd z założenia nie jest, nie będzie i nie ma być miejscem wzbudzającym pozytywne emocje. Rozwinięciem takiej myśli jest przekonanie, że z tej prostej i rzekomo obiektywnej przyczyny sądy zawsze będą źle oceniane, zatem uznać należy taki stan rzeczy za naturalny.
Myślę, że tego rodzaju narracja, paternalistyczna i kierowana poczuciem nieuzasadnionej wyższości wobec społecznych odczuć, jest jedną z przyczyn, dla których szkodliwy projekt podporządkowania wymiaru sprawiedliwości partyjnemu ośrodkowi decyzji politycznych nie powoduje zauważalnych zmian w rozkładzie wyborczych preferencji.
Budowa zaufania i autorytetu instytucji publicznych w społeczeństwie o niskim poziomie zaufania do państwa polega także na liczeniu się odczuciami. Publiczne postrzeganie instytucji jako wiarygodnej nie wynika z jej skuteczności i efektywności. To suma doświadczeń i ocen ludzi, którzy maja z nią do czynienia. Jest oczywiste, że sąd podejmuje decyzje, których konsekwencje uznawane są przez część tych, którzy przed sądem stanęli, za niekorzystne. Nie jest tak, że w ocenie sądów ludzie kierują się przede wszystkim decyzją, jaka została wobec nich podjęta. Ważne, może ważniejsze, jest to, w jaki sposób do tego doszło. Subiektywne poczucie sprawiedliwości, jakie ma człowiek wchodzący do sądu, zawiera się w prostych oczekiwaniach, że zostanie wysłuchany, będzie traktowany z szacunkiem, będzie rozumiał co się dzieje i wreszcie zostanie bezstronnie osądzony. Ludzie cenią taki sposób postępowania sądu bo uznają za prawdopodobne, iż prowadzi on do sprawiedliwych decyzji.
Czy taki wymiar sprawiedliwości udało nam się zbudować? Wystarczyło śledzić publikowane przez wiele lat wyniki projektu „Społeczne oceny wymiaru sprawiedliwości” prowadzonego przez Centrum Badania Opinii Społecznej, wczytać się w raporty monitoringu sądów Fundacji Court Watch, by zauważyć problem i zastanowić się nad jego konsekwencjami. Niemal nikomu przez lata się nie chciało. PIS nie wymyślił ani nie wykreował społecznego braku zaufania do wymiaru sprawiedliwości. Wykorzystał go tylko dla własnego interesu i ideologicznych projektów.
Od blisko dwóch lat obserwujemy „reformę” wymiaru sprawiedliwości, ograniczoną tylko do intensywnej destrukcji instytucji gwarantujących niezależność sądów. Bez ryzyka błędu można powiedzieć, że obywatel stający przed sądem interesuje rządzących o tyle tylko, o ile społeczne niezadowolenie z wymiaru sprawiedliwości daje się wykorzystać w propagandzie uzasadniającej wymianę sędziów na tych, którzy jedynie słuszną linię partii będą z entuzjazmem realizować lub przynajmniej jej nie przeszkadzać. W jeszcze mniejszym stopniu obchodzą rządzących takie mało atrakcyjne politycznie problemy jak rozdęta do granic absurdu kognicja sądów, czasochłonne i nieracjonalne procedury, utrudniająca dostęp do sądu wysokość opłat sądowych, rozbudowany ponad miarę rozsądku formalizm procesowy czy niezgodne z prawem unijnym regulacje dotyczące dostępu obywatela do adwokata w postępowaniu karnym. Czy jednak tylko ich?
PIS nie będzie rządził wiecznie. Chcę wierzyć, że nie będzie rządził długo. Kiedyś trzeba będzie zacząć wielkie sprzątanie po nim. Byłoby czymś niewyobrażalnie głupim i krótkowzrocznym, gdyby miało sprowadzić się do powrotu do tego, co było wcześniej. Wymiar sprawiedliwości nie jest najbardziej udanym dzieckiem III Rzeczypospolitej. Nie warto bronić twierdzeń, których obronić się nie da.
Może nie należy czekać i już teraz upominać się głośno o rzeczy pozornie małe a znaczące dla ludzi, którzy na co dzień nie żyją tym, jak domniemanie konstytucyjności normy prawnej przekłada się na jej obowiązywanie albo na ile brak podpisu premiera pod obwieszczeniem prezydenta o wolnych stanowiskach w Sądzie Najwyższym wpływać będzie na zgodność z prawem procedur nominacyjnych.
Nowy model postępowania dyscyplinarnego wobec sędziów zagraża ich orzeczniczej niezawisłości. Może zostać efektywnie wykorzystany do represjonowania tych, którzy nie wpisują się w oczekiwany przez władzę model sędziego – służebnego wobec państwa urzędnika. Trzeba o tym głośno mówić. Mówiąc o tym, nie można jednak udawać, że nie zauważa się oczywistej wadliwości dotychczasowych rozwiązań. Choćby tego, że prawo nie zapewnia osobie pokrzywdzonej przewinieniem sędziego podstawowego instrumentu rzetelnej procedury sądowej. Nie przewiduje prawa do zaskarżenia postanowień o odmowie wszczęcia lub umorzeniu postępowania oraz wyroków sądów dyscyplinarnych wydanych w pierwszej instancji.
Podkreślanie znaczenia niezawisłości sędziów jako gwarancji efektywnej ochrony praw obywatelskich i bezstronności sądu jest oczywiste. Dzisiaj także konieczne. Równie oczywiste jest to, że obowiązujące od lat prawo zakłada sytuację z punktu widzenia tych wartości nieakceptowalną, niweczącą prawo do bezstronnego sądu sądu i efektywnego środka odwoławczego. Procedura orzekania przez sąd o karze porządkowej, nakładanej na stronę postępowania, kumuluje w osobie sędziego role świadka czynu, nierzadko także pokrzywdzonego tym czynem, oskarżyciela i sądu rozstrzygającego o winie i karze. Karą może być także natychmiast wykonalne pozbawienie wolności.
Wiarygodność. Prosta rzecz.
Szli krzycząc: “Polska! Polska!” — wtem jednego razu
Chcąc krzyczeć zapomnieli na ustach wyrazu;
Pewni jednak, że Pan Bóg do synów się przyzna,
Szli dalej krzycząc: “Boże! ojczyzna! ojczyzna”.
Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka,
Spojrzał na te krzyczące i zapytał: “Jaka?”
(Juliusz Słowacki)
Radosław Baszuk
adwokat