Sejm to fabryka bubli prawnych? Po lekturze tego raportu marszałek Kuchciński powinien zapaść się pod ziemię
Posiedzenia Sejmu raz w miesiącu, nagminne poprawianie bublowatych ustaw, trzydziestosekundowy limit wypowiedzi przysługujący opozycji podczas debat, wyłączanie mikrofonu na posiedzeniach komisji, obcinane posłom pensji i nakładanie różnego rodzaju kar to chleb powszedni trzymanego pod butem PiS-owskich marszałków parlamentu. Jeszcze nigdy w historii polskiego parlamentaryzmu opozycja nie była traktowana w sposób tak brutalny, jak pod rządami Prawa i Sprawiedliwości. Jednym z punktów wyborczych ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego było wprowadzenie tzw. “pakietu demokratycznego”, który obejmował m.in. likwidację sejmowej “zamrażarki”, 3-godzinny blok pytań do premiera na każdym posiedzeniu Sejmu czy możliwość zabrania głosu szefowi każdego klubu, w każdym punkcie poza porządkiem obrad. Nie ma żadnego “pakietu demokratycznego”, ale za to są statystyki pracy Sejmu, Senatu i prezydenta.
Dziennik Gazeta Prawna przeanalizował raport “Barometr prawa” przygotowany przez firmę audytorsko-doradczą Grant Thornton, z którego wyłania się obraz pędzącego pendolino legislacyjnego. Według raportu Senat nie wniósł ani jednej poprawki do aż 79 proc. ustaw którymi się zajmował. Przed pięcioma laty Senat poprawiał co drugą rozpatrywaną ustawę, teraz wprowadza zmiany w zaledwie co piątej – “Brak jakiejkolwiek poprawki w ustawie zwykle nie oznacza, że jest ona dobrze skonstruowana i tego nie wymaga. Raczej wynika to z narastającego pośpiechu w stanowieniu prawa” – cytuje DGP fragment raportu.
Jeszcze nigdy zasada trzech czytań w Sejmie nie była taką fikcją – “63 proc. uchwalonych przez Sejm ustaw nie było merytorycznie opracowywanych przez komisje sejmowe pomiędzy drugim a trzecim czytaniem. […] 13 proc ustaw nie trafiło do komisji po pierwszym czytaniu. […] odsetek ustaw, dla których nie prowadzono żadnych prac po drugim czytaniu, wynosi aż 76 proc. ogółu uchwalanych aktów prawnych” – pisze Dziennik Gazeta Prawna. Skrócił się także czas pracy nad ustawami w parlamencie i wynosi on średnio 99 dni, w 2017 było to 106 dni, a np. w 2005 roku aż 198 dni. Prezydentowi na podpisanie ustawy wystarcza średnio 11 dni. Lech Kaczyński potrzebował na to prawie dwukrotnie więcej czasu.
Jak bardzo stanowienie prawa odbywa się na wariackich papierach dobitnie pokazuje siedem nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym. Najświeższym przykładem jest uchwalona na złamanie karku ustawa o cenach prądu, która oczywiście przeszła już pierwszą nowelizację. Ten akt prawny w swojej pierwotnej wersji nie przetrwał nawet dwóch miesięcy. Zaraz będą procedowane kolejne ustawy związane z obietnicami wyborczymi Prawa i Sprawiedliwości i bukmacherzy mogą już przyjmować zakłady, po jakim czasie będzie konieczne wprowadzenie w nich zmian. Kolejny kicz prawny stoi już w blokach startowych.
Źródło: crowd media.pl
Na podstawie analizy DGP
i raportu firmy audytorsko-doradczej Grant Thornton
14 lipca 2019 r.