Adwokatura od kuchni….
Weszła do kuchni po cichu, jej zapach był już wyczuwalny, a powiew jej perfum – bryzy morskiej połączonej ze słonym karmelem – dawał o niej znać. Podeszła i tuląc się szepnęła do ucha:
- Co teraz robisz ?
- Zrobimy coś, co będzie piękne..
Jej kąciki ust jak zawsze były wesołe, dodawały radości i weny; a dotyk uświadomił mi jej kobiecość i delikatność. Spojrzałem w jej stronę, nasze oczy i spojrzenia splotły się .
Lekko przycisnąłem ją do siebie , przybliżyłem się i przytuliłem się do niej, zadrżała, szepnąłem jej namiętnie:
- Zróbmy dziś krewetki ! – jej błysk w oczach przeszył mnie. – Szepnęła z zachwytem:
- O tak …
Krewetki,.. Można by pisać długo i długo o nich rozmawiać, przepisy mnożą się, ale samo ich przygotowanie nie sprawia trudności: krewetki, czosnek, masło, sól, pieprz i dobrze rozgrzana patelnia. Nic więcej nie potrzeba. Oczywiście dobre wytrawne białe wino; może jakieś chardonnay, ale zimne z kostką lodu.
Osunęła mi się z ramion, krewetki dochodziły do siebie, przesunęła krzesło z przewieszoną togą i wyjęła z kredensu dwa piękne duże talerze, ja napełniłem dwa kieliszki Chardonnay.
Usiedliśmy obok siebie, oparła się o moje ramię, zawsze lubię ten moment, jej doniosłość i zarazem dar jej kobiecości. Powiedziała – unosząc kieliszek w moją stronę:
- Jeszcze jedno, to ważne !
- Tak, a co ? – zapytałem
- Krewetki ! Nie przypal !
Ach ten unoszący się zapach, zniewalający i powalający z nóg, tak takie są krewetki.
Marek Morawski
Adwokatura od kuchni
Jerzego Marcina Majewskiego
<kliknij w tytuł albo w obrazek aby przejść do polecanego artykułu>