1,5 roku więzienia i zobowiązanie do naprawienia szkody – taki ostatecznie wyrok usłyszał były poznański adwokat Jakub B., którego sądy uznały winnym oszukania znajomego biznesmena. Obowiązek naprawienie szkody, czyli zapłaty 800 tys. zł na rzecz oskarżyciela posiłkowego ma być zrealizowany solidarnie przez oskarżonego i jego spółkę – zdecydował Sąd Apelacyjny w Poznaniu. Sprawę szerzej opisała Rzeczpospolita.
Do tej sprawy nie powinno dojść. Tenże były adwokat nigdy nie powinien zostać adwokatem. Ilekroć czytam o tej sprawie czuję się odpowiedzialny wobec Adwokatury, że w pewnym sensie z mojej winy sprawa Jakuba B. ma tak negatywny wpływ na wizerunek zawodu i Adwokatury Wielkopolskiej.
Bo ów były adwokat to mój były aplikant. Jedyny, którego wyrzuciłem z aplikacji. Za zdefraudowanie około 300,- zł. Poniewczasie żałuję, że na tym poprzestałem, nie zawiadamiając oficjalnie o zajściu dziekana; doszliśmy wówczas do wniosku, że dla młodego człowieka wywalenie z aplikacji będzie karą wystarczającą. Okazało się, że nie.
W tamtym czasie publikowałem w sieci strony promujące arbitraż. Na rynku nie było polskiego tłumaczenia UNCITRALU. Zleciłem aplikantowi zaniesienie tekstu do biura tłumaczeń. I po kilku dniach aplikant wręczył mi polskie tłumaczenie. Po jego opublikowaniu, Piotrek Vagla Waglowski (który w tym czasie także zajmował się promocją arbitrażu) zarzucił mi naruszenie praw autorskich do tłumaczenia, twierdzą (nie bez racji), że każdy tłumacz swoje tłumaczenie pozna.
Zażądałem od aplikanta rachunku z biura tłumaczeń. I zupa się wylała. Rachunku w księgowości nie było a aplikant dopiero wówczas się przyznał, że tłumaczenie skopiował z sieci. Pewnie gdyby Piotrek Waglowski nie zgłosił wobec mnie zarzutu naruszenia jego praw, nie zauważyłbym braku tego rachunku. Przewinienie aplikanta było oczywiste, bo przemilczał wobec mnie fakt skopiowania tekstu z sieci (zatrzymując przy okazji 300,- zł).
Gdybym wówczas zgłosił ten incydent rzecznikowi dyscyplinarnemu, pewnie aplikant nie zostałby adwokatem a zamiast byłym adwokatem, pozostałby tylko byłym aplikantem.
Ta historia niechaj będzie przestrogą dla patronów.
jmm