Gdyby Mieczysław Rakowski żył w innych czasach to byłby “wielkim człowiekiem” – uważa Lech Wałęsa. Jak podkreśla, zmarły w środę Mieczysław Rakowski należał do “pokolenia nieszczęśliwych czasów”.
Polityk, dziennikarz – dziennikarz, polityk
Mieczysław Franciszek Rakowski urodził się 1 grudnia 1926 w Kowalewku. Po wyzwoleniu Polski wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego, ukończył szkołę oficerów polityczno-wychowaczych w Łodzi i w charakterze oficera politycznego służył do 1949 roku w wojsku i w PO “Służba Polsce” (istniejąca w czasach stalinowskich zmilitaryzowana organizacja pracy).
Chociaż z zawodu był historykiem i dziennikarzem, to jednak ludzie zapamiętają go z jednej strony jako polityka, znanego z niechęci do “Solidarności”, z drugiej zaś jako “cywilizatora komuny”.
Rakowski uczestniczył w przygotowaniach do wprowadzenia stanu wojennego i czynnie współtworzył politykę PZPR w pierwszej połowie lat 80.
______________
Dzienniki
11 grudnia
Dziś rano udałem się na Kongres Kultury Polskiej. Imprezę zorganizował Komitet Porozumiewawczy Stowarzyszeń Twórczych i Naukowych. Podtekst opozycyjny jest wyraźny. Na otwarciu obecny był także Kubiak i Tejchma. Siedliśmy w drugim rzędzie. Był także biskup Miziołek [Władysław] z Warszawy. Księża są teraz wszędzie. Powitano nas bezosobowo. Przed wejściem na salę rozmawiałem z prof. Szaniawskim [Klemens]. „Jest pan przygnębiony” – powiedział. „Tak – odpowiedziałem – ponieważ mam takie przeczucie, że kończy się nasza wspaniała odnowa”.
Po powrocie do URM, sekretarka powiedziała mi, że oczekuje mnie Generał. Natychmiast poszedłem do jego gabinetu. Był tam Olszowski. „Czekaliśmy na towarzysza premiera” – powiedział. Rozpoczęło się posiedzenie. WJ oświadczył: „Zbliżamy się do dnia X. Sytuacja polityczna w kraju rozwija się w niebezpiecznym kierunku. Zbliżamy się nieubłaganie do ostatecznego rozstrzygnięcia”. Wymienia przykłady agresywności „S”: usuwanie partii z zakładów pracy, tworzenie bojówek, wyraźne dążenie do przejęcia władzy i zapowiedź masowego mityngu 17 grudnia, co grozi wielkim, nieszczęściem. Mamy za mało czasu również dlatego, że topnieją nasze szeregi. Znajdujemy się w roli boksera zapędzonego do narożnika. Jedynym wyjściem jest uprzedzenie działań „S”.
Dalsza część, to już konkretne wskazówki, podział zadań: zajęcie obiektów TV i PR; jakie gazety utrzymać, a jakie połączyć, które czasowo zawiesić, a których zakazać; powołanie pełnomocników KC ds. propagandy (w województwach); program PRiTV, program radiowy na zagranicę; zabezpieczenie komórek poligraficznych w zakładach; zablokowanie poligrafii „S”; funkcjonowanie PAP i CAF; reorientacja cenzury; praca z korespondentami zagranicznymi, stworzenie serwisu na KK i KS; zespół ds. „czarnej propagandy”; brygady agitatorów; wykorzystanie wojskowych rozgłośni; sprawa działalności kulturalnej, rozrywkowej; komunikaty o poszczególnych postanowieniach stanu wojennego. Kierunek propagandy – stan „W” po to, by nie dopuścić do konfrontacji; „S” odrzuciła porozumienie, a my działamy w imię porozumienia; chcemy wyeliminować siły, które są przeciwne porozumieniu; demokracja może się rozwijać w warunkach spokoju, ustabilizowanej władzy, ładu i gospodarki; demokracja to nie stan wymuszony, lecz docelowy. Mocno akcentować kwestię międzynarodowej pozycji PRL; „S” – nowi prominenci; problemy gospodarki; bezprecedensowy przypadek, że walkę o władzę toczy się na trupie gospodarki – do władzy poprzez niszczenie bytu narodowego; atakować KPN – organizacja o obliczu faszystowskim.
Oczyszczanie partii i władzy z elementów przestępczych, ukaranie tych, którzy doprowadzili Polskę do kryzysu. Armia – jej służebna rola wobec narodu.
Członkowie „S”: otwarcie szansy dla tych, którzy się zreflektują. Żadnego odwetu. Ludzie błądzili, chcemy ich odzyskać i pozyskać. Tych, którzy nie poddadzą się regułom stanu wojennego, będziemy surowo karać.
Stan wojenny musi spowodować wielki szok. Nie ma powrotu do okresu sprzed sierpnia 1980 i metod wówczas stosowanych.
Zatem nadchodzi chwila, o której kilka razy w ostatnich kilku miesiącach rozmawiałem z Wojciechem. Uważałem, i nadal uważam, że nie ma już innego wyjścia. Bierne przypatrywanie się wydarzeniom, musiałoby doprowadzić do wojny domowej, a w konsekwencji do interwencji radzieckiej. Godzina „W” została wyznaczona na sobotę, a ściślej – na noc z soboty na niedzielę.
12 grudnia
O 12.30 spotkałem się z gen. Janiszewskim, który sygnalizuje jakieś kłopoty na linii radzieckiej. Według niego, radzieccy oświadczyli, że od wielu miesięcy ostrzegali, a teraz będą się po prostu przypatrywać. Kilkanaście minut później wysłałem, bardzo osobisty, list do Generała. Pisałem w nastroju przygnębienia i strachu przed skutkami tego, co nieuchronnie nadchodzi:
„Rozwój sytuacji politycznej i gospodarczej w Polsce w ostatnich kilkunastu dniach wszedł w nową, krytyczną i bardzo niebezpieczną fazę. Praktycznie rzecz biorąc, istnieją następujące wyjścia z sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Pierwsze, to kontynuacja obecnej linii, czyli milczące przyzwolenie na stopniowe (i skuteczne) osłabianie władzy. Kontynuowanie obecnej linii musi w efekcie prędzej czy później przynieść kompletny rozkład władzy, manifestacje uliczne, samosądy, terroryzm itd. Kontynuowanie tej linii może doprowadzić do krwawych zdarzeń na ulicach miast, a w efekcie do interwencji zewnętrznej. Drugie wyjście polega na poddaniu się, na podniesieniu rąk. Jest to wyjście (wprawdzie teoretyczne), które spowodowałoby natychmiastową interwencję. Trzecie polega na przejęciu inicjatywy przez Grupę Ocalenia Narodowego. Istotą tej inicjatywy jest przejęcie pełnej władzy przez Ludowe Wojsko Polskie. Obiektywnie oceniając istniejącą sytuację, należy stwierdzić, że jest to jedyne wyjście, jakie nam jeszcze pozostało.
Bierzesz (bierzemy) na siebie straszliwe brzemię odpowiedzialności za los 36 milionów żywych ludzi.
Rozważ to dobrze. To nie jest jedna z tych trudnych, lecz w końcu tuzinkowych decyzji, jakie codziennie podejmujemy. To jest wybór na śmierć i życie. Czy masz (mamy) zupełną pewność, że warto ryzykować wszystko, dosłownie wszystko? Czy przy swojej wrażliwości (także mojej) na napaści i ataki, masz w sobie dość siły, aby znieść tę kampanię plucia, nienawiści i pogardy, jaka na Ciebie (na nas) może spaść? Czy nie lepiej – póki nie jest za późno – podać się do dymisji? Może jest to wyjście? Nie chcę Cię odwodzić od tej dramatycznej decyzji – mam na myśli operację «Z» – bo może historia przypisała Ci ten sam polski wybór, jakiego w swoim czasie musiał dokonać Wielopolski i Piłsudski, ale chodzi mi jedynie o to, żebyś pamiętał, że masz już swą młodość daleko za sobą (podobnie jak ja), że jesteś przede wszystkim człowiekiem, który ma tylko jedno życie, a dopiero później jesteś żołnierzem i politykiem. Nawet przy najsprawniejszym przeprowadzeniu Operacji, możesz stać się na wiele lat przedmiotem oszalałej, polskiej nienawiści, a nie można wykluczyć zamachu terrorystycznego”.
O godzinie 13 spotkałem się z organizacją partyjną w Ministerstwie Rolnictwa. Nic oczywiście nie powiedziałem o zbliżającej się godzinie „W”, ale moje wystąpienie przeraziło ludzi, ponieważ nie potrafiłem ukryć skrajnego pesymizmu.
O 16 sztab propagandowy w KC. Dwóch współprzewodniczących – Stefan Olszowski i ja. Na sali stare, wysłużone gęby jego wiernych giermków. Jest tu Kosicki, Majka [Jerzy], Namiotkiewicz itd. Omawiamy działanie środków przekazu po wprowadzeniu stanu wojennego. Po 17 u siebie w gabinecie z czarnymi myślami. Wiem, że coś się kończy w życiu naszego narodu, a także w moim. O 18 przeszedł do mnie Ciosek, z którym omawiamy plany na przyszły tydzień. Ciosek o niczym nie wie, a ja nie mogę mu nic powiedzieć.
Wieczorem poszliśmy do Borowiczów ma pożegnalne przyjęcie (Jurek, brat Marcina, jest lekarzem i wyjeżdża na kontrakt do Libii). Było sporo osób, m.in. Falkowska, Osmańczyk, Toeplitzowie, Podemscy i jeszcze kilkoro. Wszyscy wesoło się bawili, rozmawiano o różnych błahych i ważnych sprawach, a ja wiedziałem, że są to ostatnie godziny spokoju, że za parę godzin otworzy się nowy rozdział w historii Polski. O 23 pożegnałem się z gospodarzami, zostawiłem Elkę i pojechałem do URM-u. Wojciech pracował jeszcze nad swoim przemówieniem. Nadeszła północ. Podniosłem słuchawkę telefonu. Głuchy. Była to godzina, o której wyłączono w całym kraju sieć telefoniczną. W tym samym czasie rozpoczęto internowanie działaczy „S” i innych. Po północy zaczęły spływać pierwsze meldunki z przebiegu akcji. Paniczna sytuacja w Gdańsku, ponieważ Komisja Krajowa obradowała w stoczni i jej obrady przeciągały się. Zakończyły się kilka minut po północy. MSW zaczęło „zdejmować” członków KK.
O pierwszej w nocy przywieziono członków Rady Państwa do jej siedziby. Gen. Tuczapski przedstawił im do zatwierdzenia dekret o wprowadzeniu stanu wojennego. Przeciwko głosował tylko Reiff, który w ostatnich miesiącach wprost szalał. Janek Szczepański stwierdził, że nie mając możności dokładnego zapoznania się z projektami dekretów, nie wypowiada się za nimi, lecz nie zgłasza także sprzeciwu i wstrzymał się od głosu. Kazik B., Kuberski oraz jakiś generał mieli udać się do Glempa o 3 w nocy, by powiadomić go o wprowadzeniu stanu wojennego. Nie mogli jednak przedostać się do jego pałacu. Udało im się to dopiero o 5 nad ranem. Nad ranem też okazało się, że są kłopoty ze sprowadzeniem do Warszawy Wałęsy, który spał w swoim mieszkaniu. Skierowano do niego Kołodziejskiego i Fiszbacha. Wałęsa odmówił pójścia z nimi. W związku z tym jeszcze raz zadzwoniłem do Fiszbacha i poleciłem, żeby ponownie złożyli mu wizytę Tym razem dał się namówić i nad ranem został przewieziony samolotem do Warszawy i umieszczony w willi MSW w Chylicach.
O 5 zadzwoniłem do Cioska i ściągnąłem go do URM-u. O tej samej godzinie wojewodowie otrzymali koperty, w których zawarte były instrukcje, co powinni robić w związku z wprowadzeniem stanu wojennego. O godzinie 6 Wojciech wygłosił swoje przemówienie. Proklamował powstanie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego i wprowadzenie stanu wojennego. O 9 pojechałem do domu, by opowiedzieć Elce, co się stało. Była porażona i przerażona tym, co usłyszała. Nie bardzo wiedziałem, jak ją uspokoić. Z ciężkim sercem zostawiłem ją i wróciłem do URM-u. Ciosek poinformował, że przywitał Wałęsę na lotnisku i odbył z nim pierwszą rozmowę.
To już 13 grudnia. Wieczorem, o 20.30 odbyło się posiedzenie Rady Ministrów. Sprawozdanie o sytuacji w kraju złożył gen. Zaczkowski, szef MO. Wraz z internowaniem działaczy „S” internowani zostali nasi „prominenci” – Gierek, Jaroszewicz, Wrzaszczyk, Łukaszewicz i inni. Była to koncepcja WJ, który kilka razy w rozmowie ze mną mówił, że w przypadku SW trzeba także internować naszych byłych przywódców. Chodziło po prostu o to, by sprawiedliwość była rozłożona równomiernie.
14 grudnia
Rano posiedzenie z udziałem Jaruzelskiego. Olszowskiego, Siwickiego, Obodowskiego, Barcikowskiego, Janiszewskiego, Milewskiego, Kiszczaka i moim. Kiszczak złożył sprawozdanie o sytuacji w kraju. Istnieje kilka groźnych ognisk. Strajkuje 14 kopalń, Huta Katowice, FSM, Huta Baildon, Huta Lenina. Internowano 3437 osób, w tym 90 korowców, 77 członków KK „S”. Tam, gdzie udało się zatrzymać kierownictwa poszczególnych ogniw „S”, panuje spokój. MSW ocenia, że ogólnie sytuacja jest lepsza od oczekiwanej. Kler i inteligencja są w szoku. Jaruzelski zapytał Olszowskiego, jak przebiegała telekonferencja z I sekretarzami KW. SO referuje i z udawaną troską mówi: „Niestety, nie odezwał się Gdańsk, a w Krakowie nie dostrzegłem działania”. Już widać, jak zaczyna ryć pod Fiszbachem i Dąbrową. Podsumowanie WJ: do tej pory nie popełniliśmy ciężkich błędów; nie zapominać, że jeszcze nikt nie zdobył naszego narodu siłą. Ostrzega przed odwetem według zasady: „mnie kopano, to teraz ja będę kopać”.
Dowiedziałem się, że dziennikarz Jerzy Zieliński (według mnie ekstrema „S”) popełnił samobójstwo. Był w szpitalu (skłonności schizofreniczne) i gdy ktoś żartem powiedział, że Rosjanie wkroczyli do Warszawy, wyskoczył z okna. Pamiętam go z pogrzebu Jurka Wójcika. W swojej mowie pogrzebowej powiedział, że Jurka zabiła władza. Było to oczywiste kłamstwo.
Spasowski [Romuald], nasz ambasador w USA, protestując przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego zerwał z PRL. Wybrał wolność, jak zwykło się mówić. Pierwszy sukces administracji Reagana. Teraz przemagluje go CIA, a potem pójdzie w zapomnienie. Spotykałem się z nim przy różnych okazjach także w Stanach. Uchodził za zręcznego dyplomatę. Mój stosunek do niego był raczej obojętny. Jego ucieczkę przyjąłem bez ekscytacji. Mam wiele innych spraw na głowie, by przejmować się Romkiem. Pies go trącał. Dopiero teraz dowiedziałem się, że w 1945 roku podobnie jak ja, w tym samym czasie i w tym samym batalionie był podchorążym w Szkole Oficerów Polityczno-Wychowawczych w Łodzi.
[…]
27 maja [1982]
Otrzymałem dziś informację o tajnych dokumentach Watykanu na temat sytuacji w Polsce po wprowadzeniu stanu wojennego. Jest to tak ciekawe, że muszę zanotować.
Natychmiast po wprowadzeniu SW, abp Poggi otrzymał od kardynała Casarolego polecenie opracowania oceny sytuacji w Polsce i ewentualnych implikacji dla polskiego Kościoła. Poggi opracował dwa dokumenty; pierwszy przesłał drogą szyfrową Casarolemu, który w tym czasie przebywał w USA czekając na przyjęcie go przez Reagana, drugi przekazał Casarolemu po jego powrocie ze Stanów. W pierwszym dokumencie (uzyskanym przez agenturę), datowanym 14 grudnia, Poggi stwierdza, że istnieje pilna konieczność dokonania analizy sytuacji w Polsce, z surowym realizmem, bez hipokryzyjnych manipulacji politykierów, na ogół źle poinformowanych o faktycznych realiach, bez oglądania się na interes partii czy związków zawodowych i bez powierzchownych ocen człowieka z tłumu. „Drastyczna i, jak sądzę, podjęta z bólem decyzja generała Jaruzelskiego, małe arcydzieło w historii zamachów stanu”, pozwoliła uniknąć groźby interwencji zewnętrznej i definitywnego załamania gospodarczego, którego początki już obciążają całość ekonomii RWPG. „Solidarność” posunęła się zbyt daleko, nie biorąc pod uwagę tego, co już bezwiednie otrzymała, ani też negatywnych reperkusji swego przykładu w pozostałych krajach socjalistycznych. Nie będąc już jednolitym organizmem, zwyciężona przez blokadę łączności i pozbawiona przywódców, nie jest w stanie, również ze względu na polskie tradycje, chwycić za broń przeciwko żołnierzowi rosyjskiemu, choć nie dojdzie do tego. Wielki Brat nie weźmie udziału w takiej awanturze. Jest zbyt dobrym graczem w szachy i ewentualnie wykona ruch swoimi pionkami, lecz nie swoimi gońcami. Polski Kościół, mistrz politycznego pragmatyzmu, nie jest na razie zbyt wymowny. Polski papież, mimo że słusznie jest zaniepokojony, poleca się czarnej Madonnie. Powinno to być wystarczające dla zrozumienia tragedii, gdyż chodzi właśnie o tragedię polskiego narodu i dla wygaszenia zapału organów propagujących dialog i swobody demokratyczne. Jeśli nacjonalizm polski (wciąż żywy) zgrupuje się wokół rządu wojskowego, powstałego nie z autorytarnego popędu, lecz z rozdzierającej tragicznie patriotycznej potrzeby, jeśli Kościół jeszcze raz podejmie się mediacji, jeśli polscy robotnicy zrozumieją konieczność rezygnacji ze zdobyczy, które są nie do pogodzenia z gospodarką socjalistyczną, a nawet obciążają gospodarkę kapitalistyczną, wówczas Polska będzie mogła być Polską, a nie radziecką prowincją.
Druga notatka nosi datę 21 grudnia 1981. Nasuwa się pytanie a posteriori, czy to, co zdarzyło się w Polsce, było w jakiś sposób do przewidzenia i uniknięcia. Poza pochopnym entuzjazmem, z jakim Zachód świadomie ignorujący problematykę komunizmu, powitał powstanie „Solidarności”, nie zwrócono uwagi na sprzeczność absolutnie nie do pogodzenia, dotyczącą działalności demokratycznego instrumentu w warunkach absolutystycznej rzeczywistości w socjalistycznej Polsce. „Solidarność”, skądinąd niebezpieczne źródło zakażenia, nie oceniła właściwie, albo nie doceniła zdolności oporu partii i wraz z nią Kremla, a przede wszystkim nie uwzględniła w należytym stopniu załamania gospodarczego, nie pozwalającego na nowatorskie reformy socjalne i humanitarne. Nie mogąc wyjaśnić zachowania i samobójczego popędu „Solidarności”, należy postawić pytanie: qui prodest? Komu służyło przekształcenie się tej organizacji w antagonistę wolnego związku zawodowego, jak gdyby ta organizacja, zwłaszcza jej ekstremalne ugrupowania, była pilotowana przez kogoś z zewnątrz w kierunku albo wojny domowej, albo utraty suwerenności państwowej poprzez okupację ochronną. Odpowiedź powinna być jednoznaczna, ale nie można też zapominać o znacznych dotacjach finansowych i o zachodnich manifestacjach solidarności z wolnym polskim związkiem zawodowym. W tej niepewności, w tej rozgrywce, jedyną rzeczą stwierdzoną jest polska tragedia, która przybiera kolor bratobójczej krwi. W chórze zachodnich wyrazów potępienia mało jest głosów odmiennych. Jedynym z nich jest głos Austrii, pamiętającej niezbyt odległy w czasie dziesięcioleci okres okupacji. Przyszłość, być może, będzie mogła usprawiedliwić Jaruzelskiego, Polaka w pierwszej kolejności, a potem komunisty, oraz jego nieunikniony wybór między interwencją zewnętrzną, na pewno krwawą, a chaotyczną sytuacją kraju, wywołaną napięciami społeczno-gospodarczymi. Odgłosy zużytego i skłóconego Zachodu stanowią godną oprawę, w której odegrał się ostatni akt utraconej polskiej wolności. Jakikolwiek miałaby rząd i jego program, Polska musi walczyć i zwyciężyć jedynego wroga, tego gospodarczego, porzuciwszy wszelkie złudzenia na temat identyfikowania się z modelami zachodnimi. Wróg ekonomiczny ma wiele nazwisk: kryzys monetarny i związana z nim inflacja, brak zaufania rolników do krajowego pieniądza i zablokowanie dostaw żywności, kryzys płatności zagranicznych z uwagi na ogromne zadłużenie w bankach zachodnich i wreszcie kryzys rolniczy i przemysłowy. Jeżeli Polacy będą umieli rozpoznać tego nieprzyjaciela, zwyciężą na dłuższą metę, ale kosztem ciężkich wyrzeczeń i bolesnych ograniczeń, nawet w zakresie wolności osobistych.
Koniec notatki. Byłoby interesujące dowiedzieć się, czy Casaroli przekazał jedno i drugie opracowanie papieżowi.