Polak Janusz Waluś opuści afrykańskie więzienie po prawie 30 latach.
Jest to zwolnienie warunkowe. Taką decyzję 21 listopada podjął Sąd Konstytucyjny, czyli najwyższy organ sądowy RPA. Informację tę potwierdził adwokat Walusia Julian Knight.
10 kwietnia 1993 r. Waluś, imigrant zarobkowy od 1981 r. mieszkający w RPA, zastrzelił czarnoskórego Chrisa Haniego, jedną z ikon opozycji. Liczył, że dzięki temu zatrzyma demontaż apartheidu. Wraz ze zleceniodawcą mordu, białym politykiem Clive’em Derby-Lewisem, został skazany na karę śmierci, którą potem zmieniono na dożywocie.
Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla zabójstwa. Nawet jeśli jest motywowane politycznie. Zabójstwo Chrisa Haniego było zabójstwem o podłożu politycznym, co dzisiaj przyznają wszyscy. Sam Janusz Waluś wielokrotnie wyrażał żal, że pozbawił człowieka życia.
Faktem jest, że Chris Hani stał się ikoną walki z apartheidem a jego zabójstwo z jednej strony omal nie doprowadziło do zamieszek rasowych w RPA z drugiej przyspieszyło proces demontażu apartheidu. Pamietać jednak należy, że Hani był liderem nie tylko Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej ale także organizacji Umkhonto we Sizwe (Włócznia Narodu). Według statystyk policji, na skutek militarnej działalności Umkhonto we Swize między 1976 a 1986 zginęło około 130 osób, z czego 100 cywilów. Chris Hani był działaczem skrajnie radykalnym. Wraz z Winni Mandelą (żoną Nelsona Mandeli) z pudełkiem zapałek w ręku (co było nawiązaniem do palenia opon narzuconych na ludzi) zapowiadali „podpalenie Afryki”.
Wielu historyków i publicystów południowoafrykańskich jest zdania, że zabójstwo Chrisa Haniego uchroniło Południową Afrykę przed rasistowskim rewanżyzmem czarnej ludności i pozwoliło Nelsonowi Mandeli przeprowadzić demontaż apartheidu w duchu pojednania. Nawet taka ocena kontekstu politycznego zbrodni dokonanej przez Janusza Walusia nie usprawiedliwia zabójstwa.
Jednak w sprawie Janusza Walusia trzeba wspomnieć o jednym fakcie. Otóż Komisja Prawdy i Pojednania działająca pod przewodnictwem Biskupa Desmonda Tutu, która przyczyniła się do uchronienia RPA przed krwawym wewnętrznym konfliktem etnicznym, nie uznała zabójstwa Chrisa Hanniego za zabójstwo na tle politycznym, uznając zbrodnię Janusza Walusia za czyn stricte kryminalny. Odmienne stanowisko Komisji umożliwiłoby zastosowanie wobec Walusia amnestii i już dawno skrócenie kary.
W 1994 roku władzę przejął ANC, istniejący zresztą od stu lat i walczący o zasadę „jedna osoba, jeden głos”. Było oczywiste, że w momencie gdy to wejdzie w życie, władzę w RPA przejmą czarni. W marcu 1994 ANC wygrał wybory, Nelson Mandela został pierwszym czarnoskórym prezydentem kraju i kilka lat później powołano Komisję Prawdy i Pojednania, na czele której stał arcybiskup Desmond Tutu, cieszący się powszechnym szacunkiem. Była ona władna do tego, by przyznać osobom, które przed nią stanęły, prawo amnestii. Ale w zamian taka osoba musiała wyznać „całą prawdę”, opowiedzieć o zbrodniach ze szczegółami.
W sierpniu 1997 roku przed komisją stanęli Janusz Waluś i Clive Derby-Lewis.
Po wielu dniach zeznań, członkowie komisji uznali, że nie było całkowitego wyznania winy. Odmówiono im prawa amnestii. Tu warto przytoczyć historię Michaela Phamy, działacza ANC, który w dwóch zamachach zabił 21 osób i wiele ranił. W większości byli to ludzie wspierający Partię Wolności Inkatha, rywalizującą z ANC, ale Komisja przyznała mu prawo amnestii. Komisja szukała tzw. trzeciej siły, ich powiązań z wysoko postawionymi wojskowymi, ale też tajnego spisku, które stało za częścią aktów przemocy, które miały miejsce w RPA na początku lat 90. Waluś stwierdził, że w kraju toczyła się w tym czasie wojna domowa i likwidacja Haniego to był jego konieczny ruch.
W okresie od 1990 do 1993 roku w RPA zginęło według szacunków 14 tysięcy osób. (…) Zresztą była to wojna,w której nikt nie był święty. Sam Chris Hani miał krew na rękach, Tworzył obozy dla opornych, którzy przeciwstawiali się władzy jego organizacji militarnej „Włócznia Narodów”. Współpracująca z nim Winnie Mandela mawiała, że rewolucja zwycięży za pomocą opony i zapałek. Opornym czarnym nakładano więc na głowy nasączone benzyną opony i palono ich żywcem. Z kolei biali powołali szwadrony śmierci. (…)
Dzisiaj po odbyciu przez Janusza Walusia bez mała 30 lat kary więzienia, nie powinniśmy się oburzać decyzją o jego zwolnieniu z więzienia.
Pytanie czy Waluś czemukolwiek zapobiegł.
Nigdy się nie dowiemy. Pewne jest, że Hani cieszy się ogromną estymą, niczym John Fitzgerald Kennedy w Stanach Zjednoczonych. Gdy byłem w siedzibie Partii Komunistycznej w czerwcu 2010 roku, ówczesny rzecznik mówił: „To co dziś przydałoby się naszemu krajowi, to towarzysz Chris Hani. On wiedziałby jak zlikwidować bezrobocie, jak odzyskać ducha w narodzie”. Jakby miał być on receptą na wszelkie bolączki. Jeśli będziesz rozmawiał z częścią białych, powiedzą: „Janusz Waluś uratował kraj przed losem, który spotkał Zimbabwe, skąd wypędzono białych farmerów, gdzie zlikwidowano własność prywatną, gdzie doprowadzono kraj do ruiny”. Dziś nie odpowiemy na to pytanie.
Janusz Waluś nie jest bohaterem. Jest postacią tragiczną.
jmm
Cytaty pochodzą z wywiadu przeprowadzonego przez Marka Wawrzynowskiego z Michałem Zichlarzem „Polak, którego nienawidzi cały kontynent” – WP Magazyn 2017 r.