Przyzwoitości nie da się wymusić dyscyplinarką

Adwokaci kandydują na stanowiska sędziów Sądu Najwyższego*

Słynne słowa, które przypisuje się Voltaire’owi, najprawdopodobniej nigdy nie padły z jego ust. Pochodzą z wydanej w 1906 roku książki Evelyn Beatrice Hall „Friends of Voltaire” i są jej podsumowaniem poglądów filozofa na temat wolności. Jeżeli to prawda, Oscar Wilde, który zmarł w roku 1900, nie powiedział zapewne, choć się mu to przypisuje, „nie zgadzam się z tym co mówisz, ale oddam życie za to, żebyś mógł dalej robić z siebie dupka”. Szkoda.

Od kilku dni środowisko prawnicze i media żyją pytaniem, czy adwokatów, którzy zgłosili swoje kandydatury na stanowiska sędziów Sądu Najwyższego, powinny spotkać konsekwencje dyscyplinarne. Wcześniej, sędziom kandydującym z intencją kwestionowania wyników konkursu przed sądami administracyjnymi, postępowania takie proponował wiceminister sprawiedliwości. Postępowania dyscyplinarne wobec innych sędziów, kandydujących bez tej intencji, zapowiedziały stowarzyszenia sędziowskie. Przedstawiciele władzy wykonawczej grożą dyscyplinarkami sędziom Sądu Najwyższego, gdyż są niezadowoleni z wydanego przez ten sąd rozstrzygnięcia. Teraz przyszła kolej na adwokatów. Żeby było ciekawiej, żądający postępowań dyscyplinarnych z oburzeniem przyjmują zapowiedzi inicjowania takich postepowań, pochodzące z obozu przeciwnego, uznając je za próbę zastraszenia i niedopuszczalny szantaż.

Jestem przekonany, że adwokaci, którzy podjęli decyzję o kandydowaniu do Sądu Najwyższego  dyskredytują się zawodowo i osobiście. To kwestia przyzwoitości. Nie ten czas, nie to miejsce, nie te warunki. Uwaga dotyczy tych kandydatów, którzy zawodowo mają coś do stracenia. Kandydują tez tacy, których decyzji nie sposób ocenić inaczej niż zastanawiając się, jak wielka może być przepaść pomiędzy rozdętym do granic absurdu ego a rzeczywistymi predyspozycjami intelektualnymi i merytorycznymi kwalifikacjami. Z drugiej strony, jeżeli tych pierwszych nie zastanawia sam fakt i powody, dla których znaleźli się w towarzystwie drugich, co jeszcze mogłoby powstrzymać ich przed kandydowaniem?

Dlaczego inicjowanie postępowań dyscyplinarnych jest złym pomysłem? Powodów jest kilka.

Odpowiedzialność dyscyplinarna to forma odpowiedzialności prawnej, represyjnej, regulowana ustawą. Istotą przewinienia dyscyplinarnego jest naruszenie normy prawnej. To ona, poprzez sposób ustawowego sformułowania deliktu dyscyplinarnego, nakłada na adwokata obowiązek zachowania godnego i przestrzegania zasad etyki zawodowej. Przewinienie dyscyplinarne jest w tym wypadku konstrukcją złożoną tak z elementu normatywnego jak i płaszczyzny pozaprawnej, jaką stanowi odesłanie do zasad wykonywania zawodu oraz określonych wartości etycznych. W powiązaniu z lekceważoną niestety, a wynikającą z ustawy, koniecznością uzupełnienia reguł odpowiedzialności dyscyplinarnej o zasady i wyłączenia odpowiedzialności wskazane w pierwszych trzech rozdziałach kodeksu karnego, dość oczywisty wydaje się wniosek, że nie może stanowić podstawy odpowiedzialności dyscyplinarnej zachowanie zgodne z nakazem lub zakazem albo upoważnieniem obowiązującej ustawy, choćby formalnie stanowiło naruszenie norm etyki zawodowej.

Prawnikom, entuzjastycznym zwolennikom ścigania dyscyplinarnego proponuję, by zamiast formułować strzeliste deklaracje, spróbowali zredagować napiętnowane przez nich zachowanie w postaci zarzutu dyscyplinarnego, który opisem czynu i jego kwalifikacją prawną będzie odpowiadał minimalnym standardom oczekiwanym dla odpowiedzialności represyjnej. Potem zaś, niech pomyślą, czy by się pod nim bez poczucia wstydu podpisali.

Adwokatura nie jest dobrowolnym stowarzyszeniem, ale organizacją zawodową opartą na zasadzie obowiązkowej przynależności. Każdy, kto chce i spełnia warunki prawne do tego, by wykonywać zawód adwokata, może to robić tylko w ramach jednej, stworzonej przez państwo organizacji. To, czy to dobre, czy złe rozwiązanie, jest tematem na inna dyskusję. Fakt ten rodzi jednak oczywiste konsekwencje. Adwokatura instytucjonalna, chcąc zachować spójność i zdolność do sprawowania funkcji regulatora poddanej jej władzy części zachowań społecznych, musi o tym pamiętać. Musi akceptować stan, w którym adwokaci, poza granicami wyznaczonymi jednoznacznie przez obowiązujące reguły prawne i deontologiczne, we własnym imieniu i na własny rachunek dokonują indywidualnych wyborów moralnych, światopoglądowych czy politycznych. Jakby to kontrowersyjnie nie zabrzmiało, w obecnej rzeczywistości ma ona obowiązek strzec wolności tak tych, którzy czynnie opowiadają się przeciwko wprowadzanemu przez władzę publiczna modelowi wymiaru sprawiedliwości  jak i tych, którzy wybrali kolaborację z władzą. Z tej perspektywy, próba wpisywania dyscyplinarnej funkcji adwokatury w przestrzeń gdzieś pomiędzy hasłem „nie ma wolności dla wrogów wolności” Saint-Justa’a i koncepcją tolerancji represywnej Marcuse’a, byłaby błędem. Bycie wolnym to wybór między różnymi opcjami w ramach granic nieustannie weryfikowanych przez życie społeczne. Zakazując określonych zachowań w przestrzeni publicznej nie poszerzamy obszarów wolności. Ograniczamy je. Spór, jak wyznaczać granice wolności jest ważny i potrzebny. To argumenty mają być w takim sporze bronią. Nie pałka. Choćby dyscyplinarna.

Media odnotowały wypowiedzi prominentnych przedstawicieli adwokatury instytucjonalnej, którzy chcą poznać motywację kandydatów ubiegających się o stanowiska sędziów Sadu Najwyższego. W ten sposób, mimowolnie i bezrefleksyjnie, wpisują się w sposób myślenia jednego z wiceministrów sprawiedliwości, który zaledwie kilka tygodni temu publicznie deklarował, że powody, z jakimi wnioski nominacyjne składają sędziowie, wartościowane będą właśnie przy użyciu instrumentów dyscyplinarnych. Zgodnie z tą nowatorską koncepcją, przedmiotem oceny dyscyplinarnej nie ma być już sam czyn, ale jego intencja.

Wobec pana ministra nie mam zbyt daleko idących oczekiwań. Wobec przedstawicieli adwokatury jednak większe. W obronie zdrowego rozsądku i powagi adwokatury stanął na szczęście rzecznik dyscyplinarny warszawskiej izby adwokackiej, zalecając zwolennikom dyscyplinarnej inkwizycji „zimny prysznic”. Ma rację. Już jest gorąco. A będzie jeszcze bardziej.

Radoslaw Baszuk
adwokat

radekbaszuk.pl

*(Podtytuł artykułu pochodzi od redakcji)