Dechrystianizacja Polski

Dechrystianizacja Polski

Jarosław Makowski

Biskupi już to wiedzą. Kaczyński przyspieszył proces dechrystianizacji Polski

Premier Morawiecki i prezes Kaczyński zapowiadali, że będą rechrystianizować Europę i bronić Kościoła. To im się nie udało. Ale w tym samym czasie udało im się coś zgoła innego: przyspieszyli proces dechrystianizacji Polski. Im więcej religijnej prawicy w sferze publicznej, tym szybsza sekularyzacja.

olscy biskupi już to wiedzą, choć jeszcze wewnętrznie się z tym faktem nie pogodzili: w Polsce mamy już nie tyle biegnącą, ale galopującą sekularyzację. Widać to nie tylko w twardych danych socjologicznych, ale przede wszystkim w postawach ludzi.

Zacznijmy od zachowań młodych ludzi. Wszak to oni, jak naucza Kościół, są przyszłością Kościoła. A tu mamy radykalny kryzysy. Młodzi stają się obojętni na kwestie religijne. Ostentacyjnie wręcz z religii rezygnują. Wymazują ją ze swojego horyzontu życiowego. Głośno ostatnio zrobiło się o Wrocławiu, gdzie został pobity rekord. Na religię w roku szkolnym 2022/2023 nie chodzi już ponad 80 proc. uczniów szkół średnich. Lepiej statystyki prezentują się, gdy spojrzymy na szkoły podstawowe: w latach 2018-2019 w katechezie brało udział 79,7 proc. uczniów wrocławskich podstawówek. Dwa lata temu więcej rodziców zdecydowało się na wypisanie dzieci z katechezy. Frekwencja spadła do 78,2 proc., a rok temu ten spadek był jeszcze większy — uczęszczało 69 proc. uczniów podstawówek. Ale to zestawienie pokazuje jedno: gdy tylko młodzi ludzie kończą 18 lat i sami mogą decydować o sobie, natychmiast wypisują się z lekcji religii. Raz jeszcze potwierdza się prawda, że dziś już katolikiem się nie rodzisz, jak to bywało kiedyś zgodnie z tradycją rodziną i środowiskową, ale się nim stajesz przez osobisty wybór.

Inny przykład pokazujący kryzys, w jakim znajduje się obecnie polski Kościół, to brak powołań kapłańskich i zakonach. Jeszcze wczoraj w głosie polskich księży i biskupów dało się wyczuć nieskrywany tryumfalizm polegający na głębokim przekonaniu, że w Polsce księży nie może zabraknąć. Że to my — polski Kościół — jesteśmy kopalnią powołań nie tylko dla polskiego Kościoła, ale także nasi księża to wręcz “duchowy” towar eksportowy. Dziś próżno szukać takie retoryki w ustach biskupów. Obecnie niemal każdego dnia słyszmy o kłopotach seminariów, które borykają się z brakiem kandydatów. Pozostańmy na Dolnym Śląsku: Metropolita wrocławski ks. Józef Kupny łączy seminaria we Wrocławiu, Legnicy i Świdnicy — przyszli księża będą się kształcili jedynie w tym pierwszym mieście. Powód: brak powołań oczywiście. W tym roku w Legnicy wyświęcono dwóch księży, a w Świdnicy trzech. Mieliśmy, przypomnijmy, być “krainą obfitującą w powołania”, a kończymy — podobnie jak Zachód — na zamykaniu seminariów z powodu ich braku.

I ostatnia pocztówka z Polski pokazująca głębokość przemian postawy religijnej Polaków. Jak pamiętamy, jeśli idzie o nazewnictwo szkół, ulic czy placów, to Jan Paweł II jeszcze wczoraj nie miał żadnej konkurencji. Do dziś. Kilkanaście dni temu w Wałbrzychu uczniowie, rodzice i nauczyciele jednej z podstawówek zamiast postaci kościelnych, czyli papieża-Polaka lub siostry zakonnej Faustynę Kowalską, na patronkę szkoły wybrali sobie lokalną bohaterkę. Zostanie nią ostatnia właścicielka wałbrzyskiego zamku Książ, księżna Daisy von Pless. Zdaje się, że okres Wojtylatri ostatecznie dobiega końca.